Archiwum 27 lutego 2010


g 
lut 27 2010 Stara brzoza
Komentarze: 0

Witam na moim nowym blogu. Jeśli się spodoba to fajnieCool Surprised.

 

Dzień pierwszy...

Kamila szła wąską ścieżką przez las. Zmierzała w stronę "ich" ulubionego miejsca. Właśnie tam gdzie chciał się z nią spotkać! Poruszała się powoli, chociaż serce krzyczało: "Biegnij, biegnij". Nie mogła teraz posłuchać tego głosu, bo Mateusz za bardzo ją skrzywdził. Musiała pokazać, choć trochę godności. Wybaczy mu - bez dwóch zdań, - ale chłopak musi trochę poczekać.

Przez całą drogę myślała nad tym jak ma się zachować, gdy stanie naprzeciwko niego. Chciałaby rzucić mu się w ramiona i usłyszeć, że to nie prawda co mówią Małgośka z Łukaszem. Pytała go o to przez telefon, ale powiedział, że wszystko jej wyjaśni przy starej brzozie. Przy tej brzozie do której Kamila szła, powstrzymując z całych sił swoje smukłe nogi, by nie biegły.

Stanęła w odległości kilkunastu metrów od drzewal. Brzoza stała jak zawsze, niewzruszona. Trzymająca w tajemnicy to, co działo się przy jej boku. Dziewczyna lubiła to miejsce, z jednej strony osłonięte gęstymi krzakami, a z drugiej cicho szumiącym strumykiem. Mieli dla siebie tylko mały skrawek ziemi, ale to im wystarczało. Nie potrzebowali wiele miejsca. I tak wciąż byli wtuleni w siebie.

Pomyślała, że on pewnie już tam siedzi. Cichutko, by nie spłoszyć ptaków. Dziwne. Rozejrzała się i nie zobaczyła żadnego z tych małych ćwierkających stworzeń. Nadstawiła uszu. Panowała cisz, złowroga, a jej serce waliło jak oszalałe. Miała złe przeczucia. Otrząsnęła się. Nie będzie się tym przejmować. Ma umówione spotkanie z Mateuszem i nie będzie słuchała głusu serca, które ją teraz ostrzega przed nieszczęściem. Zresztą to jakieś bzdurne zabobony z tymi ptakami.

W końcu ruszyła z miejsca. Musiała pochylić się i przejść bokiem między krzakiem, a wodą, bo jak zwykle nie chciała podrapać sobie twarzy, ani zamoczyć butów. Gdy stanęła na małym skrawku ziemi obrośniętej gdzieniegdzie kępkami trawy, spojrzała w dół i krzycząc ze strachu, odruchowo cofnęła się. Brodziła po kostki w zimnej górskiej wodzie, zakrywając usta obiema rękami, trzęsąc się i płacząc.

Mateusz! Jej najukochańszy i jedyny mężczyzna, leżał zakrwawiony ze wzrokiem skierowanym w górę.Był dziwnie spięty, z otwartymi ustami. Nóż wbity miał w środek brzucha, ale tak wiele krwi plamiło jego ubranie, że Kamila domyśliła się, że nie zadano mu tylko jednego ciosu. Nagle zobaczyła jak porusza ustami. Doskoczyła do niego, klęknęła i przytrzymała jego głowę w swych dłoniach. Spojrzał na nią, ale nie miał sił nic powiedzieć.

- Nie umieraj - prosiła, łkając i tuląc go - nie umieraj!

Przez jej głowę przebiegła myśl. Może jeszcze nic straconego. Może przeżyje. Jedną ręką przytrzymywała głowę chłopaka przy swych kolanach, drugą wyciągnęła z kieszeni komórkę.

- Halo! Pogotowie? - Krzyczała do słuchawki - tu umiera człowiek. Ktoś go ranił nożem. Dużo razy. Przyślijcie karetkę!

- Adres poproszę - spokojnie odparła kobieta.

- To jest w lesie - przez łzy wyjaśniła Kamila - przy "starej brzozie".

- Proszę podać nazwę miejsca.

- No mówie, że przy "starej brzozie".

- A wie pani ile brzóz jest w lesie? - Zirytowała się kobieta. - Pani sobie żarty stroi?

- Ale ja mówię poważnie, ja nie wiem jak to miejsce się nazywa!

- Proszę nie blokować lini! Może teraz ktoś porzebuje pomocy, a pani kpiny sobie urządza! Wstyd!

Wściekła dyspozytorka rozłączyła się. Kamili pozostało buczenie w słuchawce. Naprawdę nie znała nazwy tego zakątka. Odkąd spotykała się tu z Mateuszem nazywała to miejsce "przy starej brzozie". Nie zależało jej, żeby ktokolwiek wiedział, gdzie to sie znajduje. Zrozpaczona nie wiedziała, co robić. W krzakach po drugiej stronie strumienia, kilkanaście metrów od niej, coś się poruszyło.

- Jest tam kto? Niech mi ktoś pomoże, tu umiera człowiek!

Coś pobiegło w drugą stronę, gdzie znajdowała sie ulica wiodąca przez środek lasu. To musiało być jakieś zwierze. Tak szybko uciekało. Pewnie go przestraszyła swoimi krzykami.

A może było przerażone tym, co zdarzyło sie zanim dziewczyna tu przyszła.

A jeśli to był morderca? Kamila wzdrygnęła się na samą myśl. Była przerażona. Rozejrzała się wokoło. To pułapka! Ktoś wiedział, że mają się tu spotkać. Tylko, kto?

W końcu czy to ważne? Przecież nikt nie uwierzy w jej niewinność. Wszyscy w miasteczku pokażą palcem na nią. Każdy powie, że miała motyw. A teraz będą mieli także dowody. Wszędzie są jej ślady, a ona jest cała we krwi ofiary. Spojrzała na swojego ukochanego. Nie żył już. Ktoś to dobrze rozegrał. I ten ktoś wsiada do samochodu przy leśnej ulicy i jedzie wysłać anonim. A jeśli zrobił to wcześniej i policja już jedzie w to miejsce? Musi uciekać. Nie mogą jej złapać. Za takie morderstwo może dostać dożywocie.

Pocałowała Mateusza i położyła jego głowę z powrotem na ziemi.

- Pomóż mi - szepnęła do niego i pobiegła w góry.

Tam będzie mogła ukrywać się przynajmniej kilka dni. Potem pomyśli, co dalej. Teraz najważniejsze, co musi zrobić, to uciec jak najdalej stąd. I to jak najszybciej.

cdn.

szekspir4you : :